Profile: zosia-kosmosia
Films comments:
cztery gwiazdki i to w
porywach
Jedyne, co w tym filmie
dobrze wspominam, to piękne
zdjęcia. Poza tym - historia
przydługa, trochę bez pointy, a
moralnosć głównego bohatera
nieznośnie nieskazitelna (takie
osobowości nie stanowią dobrego
materiału dla opowieści).
Dialogi chwilami także
koszmarne. Nie jest to zły film,
ale wymagającym nie polecam. No
chyba że wielbiciekom urody
Bernala :)
trzeba iść!
Ale, że trzeba iść, nie
znaczy, że byłam zachwycona.
trzeba iść przede wszystkim dla
wielkiego aktorskiego popisu
(nie uważam się za osobę
wrażliwą na te niuanse, ale oni
naprawdę mnie zachwycili). Poza
tym motywacja postaci w pewnym
momencie staje się dla mnie
niezrozumiała. Wszyscy chcieliby
w tym filmie zachowywać się tak,
jak gdyby kierowała nimi miłość,
natomiast przedmiot tej miłości
może się zmienić w ciągu pół
godziny. a może tak naprawdę
jest? nie wiem. nie wiem. ale
zobaczcie.
na szczęście widziałam go w
TV
Bo gdybym zapłaciła za
bilet do kina, zapewne nie
mogłabym tego odżałować.
Pierwsza emocja, jaką wywołała
we mnie "Katatonia", to dzika
irytacja. Dlaczego ci aktorzy
zjadają słowa, zamiast
wypowiadać, mamroczą, dlaczego
nikt im nie doardził z dobrego
serca nagrania postsynchronów?
Dlaczego kamera nie skupia się
na niczym, obraz nie nosi
żadnych znamion kompozycji,
kadry są bezsensowne,
nieznaczące? zapewne specjalnie,
chociaż cholernie irytująco się
słucha tego i ogląda. póżniejsza
refleksja jest łagodniejsza, bo
film jest jakoś tam prawdziwy i
jakoś tam mi bliski, ludzie na
ulicach mojego miasta mówią
prosto ważne rzeczy. Czasy są
niepewne, wartości zachwiane i
dalekie od powszechności, ale
najistotniejsze dzieci dzieją
się bez zmian - ludzie się
kochają i rodzą się im dzieci.
Dało się po prostu zawrzeć to w
elegantszej formie. Choć
elokwentny rozmówca mógłby mnie
przekonać, że nadana filmowi
forma ma dodatkowo podkreślać
fakt, że świat wydaje się
chaotyczny i pozbawiony
znaczenia. no nie wiem, nie
wiem. ale ja już taka
niedzisiejsza jestem.
wrażliwi niech idą, gbury
niech siedzą w domu...
... bo się znudzą. sama w
dwóch trzecich poczułam, że
fabuła przeciąża mnie poznawczo.
niemniej film jest uroczy,
nierealistyczny i
hiperrealistyczny zarazem (uwaga
na sceny batalistyczne - ja
musiałam chować się pod krzeslo
i pytać, czy to już się
skończyło), ale przede wszystkim
- wartościowy. i pełen tych
małych, słodkich drobiazgów,
podanych w sposób, który jest
ukłonem reżysera wobec
inteligencji widza, co zresztą
jest dla mnie wizytówką Jeuneta.
Ponadto smakowity wizualnie.
Dobry!